Wednesday, 9 April 2008

Che vita triste

 

Co za dzień. W drodze do szkoły potknąłem się i spadłem ze schodów. Zdarło się kolano, dłonie a prawe ramię tak się obiło, że do teraz boli. Dobrze, że nikt mnie nie widział leżącego na ziemi. W chwilę później zgubiłem (nieswoje) pieniądze. Wiedziałem, że ten dzień będzie zjebany, więc nie bałem się, że spotkanie nauczycieli od czeskiego coś zmieni. Nie spotkałem żadnego. Zadania domowe zostawiłem w ich przegródkach w szafce. I to tyle. Teraz czekam na werdykt.

Dzisiaj tłumaczyłem swój pierwszy tekst z angielskiego na portugalski – książeczkę dla kilkulatków o bałwanie. Nawet tak błahy tekst okazał się dla mnie wyzwaniem. Pojęcia nie mam, jak zdam te egzaminy.

3 comments:

Anonymous said...

Bosh... Przeciez ja na smierc zapomnialam, że Ty sie portugalskiego uczysz, covece!
Mam nadzieje, ze ramie szybko przestanie bolec... Faktycznie shame by byl jakby ktos Ciebie dojrzal w takim stanie. Ale powaznie, naprawde dobrze, ze skonczylo sie tak. Mysle, ze zdajesz sobie sprawe, ze powinienes polewac rany woda utleniona ktora ulatwia gojenie, a nie spirytusem, ktory wydłuza ten proces... a ta kasa? Duzo? Potrzebujesz pomocy. Nie moge jakos bardzo pomoc w tej kwestii, ale zawsze troche... Daj znac jak cos. La vita e triste... Io lo so. Pero... posso vincere, e voglio farcella da me! (czasem tylko przyplyw optymizmu...) Wrocilam dzis do akademika o 6 rano... Switalo.
10 Apr.

Anonymous said...

puoi scribire al italiano (czy bez al?) qualche volta:)
10 Apr.

zarazek said...

Zadrapania były niewielkie, więc nie ma się czym przejmować. A kasa już jest w drodze z Polski. Mimo to, dzięki.
Non voglio scrivere in italiano, perché non lo conosco abbastanza bene. Non scrivo neanche in inglese.

11 Apr.