Monday 28 April 2008

А цо то, мусьи быть йакись темат?



Йуж дьевиѫта, а на дворье йешче йасно. То знак, же егзамины туж, туж. Власьње попийам собие пиво, окно отварте на шерокосьть и ниц спецйаљнего ње робиѧ. Таки малы прьедсмак вакацйи. Аље час то прьервать, бо йешче вакацйе сьѧ ње зачѧлы. Мимо, же миалем цалы ликенд дља сьебие, то ње написалем ани есейу, ани ње скоњчылем писать пройекту по ческу. А оба мушѧ оддать йутро (тым разем термин остатечны). До тего власьње сьѧ довиедьалем, же йутро бѧдѧ миал тест з португаљскиего. Обы те егзамины минѧлы йак найшыбтьей.

Иза йест так зайѧта, же навет ње входьи на свóй бљог. Певње йуж шыкуйе сьѧ до замѫжпóйсьтьа.

Аха, удало ми сьѧ зробить мињатурѧ контуру Сербии з фљагѫ в сьродку. Мам надьейѧ, же ње на дармо, и же њедлуго там сьѧ выбиорѧ. 

Polska cyrylica - Пољска цырыљица

(Едытовано 30/12/2009)




Ладных парѧ годьин над тым сьедьалем, аље в коњцу хыба ми сьѧ удало створьыть пиервшѫ версйѧ пољскией цырыљицы мойего ауторства.



Цалосьть выгљѫда так:


 Polska cyrylica - Пољска цырыљица





Пан Тадеуш цырыљицѫ писаны
















Йак Тьи сьѧ помысл подоба, то глосуй на мње в выборах презыденцких, а впровадзѧ в Пољсце новы аљфабет :)



З њетьерпљивосьтьѫ чекам на вшељкие коментарье и сугестие.


Sunday 27 April 2008

Przestraszna noc

 

Po prawie całym dniu zadręczania się z powodu telefonu, decyzję podjęła jego poprzednia właścicielka. Po jakimś czasie zablokowała kartę SIM, więc uznałem to za „znak”, żeby go zatrzymać. Zresztą, na biedną nie trafiło, a mnie się telefon jak najbardziej przyda, zwłaszcza, że mój obecny już się wiekowy robi.

Prawdziwa sytuacja, która się wydarzyła kilka tygodni temu: koleżanka (nazwijmy ją Paulina) wracała z podróży (niech będzie, że z Belgii). Po wylądowaniu w Glasgow czuła, że wróciła do domu. Na odprawie granicznej dała swój paszport celnikowi, ten spojrzał na okładkę i zapytał: are you from Poland? Idiotyczne pytanie, ale koleżanka Paulina odpowiedziała (zgodnie z prawdą), że tak. Na co celnik (w jej – nie swoim ojczystym języku) oznajmił: wracaj do domu. Szkoda, że Paulina była tym tak zaskoczona, że nie zareagowała. Sukinsyn za takie chamstwo powinien wylecieć z roboty. Nie wiem, czy następnym razem też będzie się cieszyła na powrót do Szkocji, skoro nawet głupi celnik uznał ją za „obcą”.

Dzisiejszy wieczór przeobraził się (nieplanowanie) w noc grozy (to à propos tytułu). Najpierw obejrzeliśmy The Eye (amerykańska przeróbka hongkońskiego horroru z 2002) a zaraz zabieramy się za Shuttera (oryginalna wersja tajskiego horroru). Ten pierwszy był straszny, to znaczy, były momenty, gdzie aż podskakiwałem w fotelu (krzycząc!). Podobno ten drugi jest jeszcze lepszy.

Kocham weekendy.

Saturday 26 April 2008

Telefon

Jest prawie czwarta. Przed chwilą wróciłem z urodzin Pauliny.

Nie wiem, co się dzieje, ale chyba ostatnio mam szczęście. Wczoraj znalazłem portfel a dzisiaj nowy telefon komórkowy – Nokia 6500... Co za dylemat. Zastanawiam się, co zrobić – zatrzymać go, czy oddać właścicielce.

A wygląda on tak:

 

Friday 25 April 2008

Głupi?!

 

No dobra, w końcu obejrzałem ten film, ale co z tego, jak później zostały mi już tylko dwie godziny na napisanie eseju. Zamiast ustawowych 1500 słów, udało mi się wyskrobać niecałe 600. I nawet nie zamarudził, jak mu to zaniosłem. Ba, nawet powiedział, że dość dobre, tylko za krótkie. Z resztą, nieważne. W tym roku mamy więcej czasu na przygotowanie się do egzaminu ustnego. Już dzisiaj dostałem kserówki z artykułami do wyboru: „Sport estremo” (sport ekstremalny), „Ambiente” (środowisko) i „Scienza – clonazione” (nauka – klonowanie). Chyba wybiorę ten ostatni, bo mimo że dość trudny, to jednak ciekawy. Dla ciekawskich, tekst artykułu można pobrać stąd.

Przyszła upragniona paczka z Polski. Sąsiadka przylatywała do Szkocji i przywiozła mi wałówkę z domu. Ptasie mleczko – pychota. Na lotnisko i z powrotem musiałem jechać pociągiem i właśnie w drodze powrotnej, jak przygotowywałem się do wyjścia, zobaczyłem portfel na pustym siedzeniu. Podniosłem go a w środku było prawo jazdy i 30£. Może i głupi jestem, ale pieniędzy nie wziąłem a portfel w nienaruszonym stanie oddałem komuś z obsługi stacji. A mogłem być 30 funtów do przodu. Ale to nic, tak to teraz mnie sumienie nie gryzie a i uczciwie oddane pieniądze powoli zaczęły do mnie wracać – ktoś na stacji metra dał mi bilet, więc nie musiałem wydawać 1.10£. Jeszcze tylko 28.90£ i znowu będę do przodu.

Obejrzałem ostatni odcinek Sex and the City, teraz już tylko Married with Children się ostało. Cóż ja pocznę?

Nie żebym był jakimś fanem, ale:

 

 

Jutro robię sobie wagary. Olewam czeski.

Tuesday 22 April 2008

A jednak jest

 

Na odpowiedź nie musiałem długo czekać. Najpierw było zebranie organizacyjne dla wszystkich tych, którzy przyszły rok spędzają we Włoszech, a potem nauczyciel podszedł do tych dwóch osób, które poprzedniego dnia były na rozmowie kwalifikacyjnej, i oznajmił, że ogólnie poszło nam dobrze, i że każdy z nas dostanie pieniądze. Najpierw powiedział Christinie, że dla niej jest 350 funtów, więc ja od razu pomyślałem, że dla mnie będzie 35. Jakże byłem zaskoczony, gdy oznajmił, że konsul był mną zachwycony, i że postanowił przeznaczyć dla mnie 650 funtów. Wiem, wiem, nie jestem skromny, że się tak przechwalam, ale naprawdę się cieszę.

Oprócz tego, na zebraniu wybieraliśmy miasto, do którego każdy z nas chciałby jechać. Paulina i ja wybraliśmy Genuę, a że nikt inny tam nie chciał jechać, więc pewnie tam wylądujemy (o ile zdamy egzaminy).

Co jeszcze? Ano, w końcu założyłem sobie konto na picasie (http://picasaweb.google.com/kw.zarazek). Zobaczę, co z tego wyniknie, ale galerii na myspace nie zaniedbam.

Oczywiście filmu, który miałem wczoraj obejrzeć, nie obejrzałem, ani też nie napisałem eseju.

Monday 21 April 2008

Stypendium, czy nie? Jeśli tak, to ile?

 

Emocje już opadły. Rozmowa kwalifikacyjna za mną. Nie było aż tak źle, chociaż mogło być lepiej.

W wyznaczonym miejscu stawiłem się niewiele przed czasem, koleżanka z grupy była już w pokoju, przez szparę w drzwiach widziałem biedaczkę, zestresowaną, odpowiadającą na pytania. Po kilku minutach wyszła, więc przystąpiłem do zadawania, typowych w takich sytuacjach, pytań. W końcu przyszła kolej na mnie. Zostałem poproszony do środka, wskazano mi miejsce, gdzie miałem siedzieć, no i usiadłem. Przede mną jakieś siedem, poważnie wyglądających osób w garniturach. Przewodniczący komisji (nawet nie pamiętam, kim on był) przedstawił mi każdego egzaminatora. Nie wiem po co, bo w takich okolicznościach nie interesowało mnie kim oni są. Pierwsze pytanie było poprzedzone podziękowaniami za przyjście. „Ależ proszę, to drobnostka” – chciało się powiedzieć. No a potem ostrzał z karabinu: co? kto? kiedy? dlaczego? co sądzisz? itp. Pytali o Genuę, o południowe Włochy, o moje plany na napisanie pracy pisemnej (co za wstyd, nie wiedziałem co odpowiedzieć) i inne różne rzeczy, których sobie teraz nie przypominam; wszystko po angielsku). Na koniec były pytania (po włosku) od konsula, który mówił bardzo szybko i raczej, jak na moje uszy, niewyraźnie. Nic na co byłem przygotowany. Najpierw mówił coś od siebie, później wplatał w to pytanie. Było coś o albańskiej i rumuńskiej imigracji we Włoszech, coś o znanym architekcie z Genui i pewnie kilka innych. Nie rozumiałem większości słów. Raz powiedział coś o Rumunach, po czym pozostali się zaczęli śmiać, więc, żeby nie wyjść na zupełnego głupka, śmiałem się z nimi. Ogólnie część mówiona po włosku okazała się tragiczna. Nie pamiętałem słownictwa i byłem zbyt stresowany, żeby zastanawiać się nad gramatyką. Koleś to chyba widział, bo powiedział, żebym się nie denerwował. Musiało być naprawdę źle. Jedyne, co mnie uratowało, to pytanie dotyczące pochodzenia słówka ciao. Jakoś z tego wybrnąłem, ale samego pytania (czy używam tego słowa) nie zrozumiałem i tylko potakiwanie głowy mojego nauczyciela naprowadziło mnie na odpowiedź „Sì!” Jutro pewnie usłyszę, co mój nauczyciel będzie miał do powiedzenia, i czy jednak przyniosłem wstyd uniwersytetowi, czy nie.

A teraz film Milenci a Vrazi po raz drugi i pisanie eseju na jutro.

Sunday 20 April 2008

You know you're Polish when...

 

Ok, this text applies mostly to Poles living in america, but I think every Pole can identify with certain points.

1. You or someone in your family owns a van with a white and red PL Sticker proudly displayed on the back windshield.

2. You have relatives who aren't really your relatives and you refer to them as "ciocia" (auntie) and "wujek" (uncle) anyway.

3. You sing the same song - "100 lat" - on every occasion weddings, birthdays, baby showers etc.

4. You watch football and always hope they will win in the World Cup.

5. You know very well Pope John Paul II was Polish and his name was Karol, not Carol.

6. You go to Midnight Mass every Christmas Eve and keep your Christmas tree up till February.

7. You drink your vodka straight.

8. You open your presents on Christmas Eve.

9. You don't feel the need to add an "s" to pierogi because you already know the word is plural and it annoys you when others do. However, you still add 'y' to already plural English words... "czipsy", dżinsy".

10. You are forced to listen to Disco Polo by your parents.

11. You can spot Polish people like Asians can spot each other because they just have that "Polish Look".

12. When others find out you're Polish, they tell you about every Polish person they've ever met, which is most likely followed by them mispronouncing common phrases such as "cześć" or "dziękuję".

13. Your name always gets slaughtered on the first day of school.

14. The thought of eating cow stomach (flaczki) doesn't gross you out.

15. When you're at a stranger's house, you expect their rubbish bin to be under the sink. (Where else, eh?)

16. Every window in your house must have "firanki" (sheer curtains), even in the bathroom.

17. Once in a while, you do a big "przemeblowanie" (rearranging the furniture) at home. (My mum's hobby)

18. You always take off your shoes as soon as you step into someone else's house.

19. You celebrate your birthday AND your names day, "imieniny".

20. You were extremely surprised to learn that an American wedding lasts hours, not days.

21. Your grandmother insists that you wear “kapcie” (slippers) in the summer.

22. You know Chopin was Polish, not French. (Isn't that obvious? :)

23. You were speaking Polish before any other language.

24. You never ate meat on Christmas Eve or Good Friday (or any Friday during the year). (I didn't use to)

25. At every party that you attend people tell “dowcipy” (jokes) and there is a discussion about politics.

26. You know how to "kombinować".

27. You or someone you know wears bursztyn (amber).

28. Your grandmother has a picture framed of Pope John Paul II, right beside your school photo. (On the same shelf)

29. When your family considers mushroom picking as "having a good time". (Yeh, and I hated it)

30. You know you're Polish when you have paper towels in the house but they're just for show, because everyone knows you're supposed to use a “szmatka” lub “scierka” (piece of cloth, duster). (True for the past, not so much anymore)

31. You thought that your Uncle's name was “szwagier” (brother-in-law) until you turned 12.

32. When you were sick as a child you were stuffed with czosnek (garlic) until you felt like you were going to vomit.

33. All your friends wished they were Polish because of śmigus-dyngus .

34. You were beaten at least once with a wooden spoon, belt, broom, or all of the above.

35. You couldn't say a bad word, even "stupid", around your mother without getting smacked. (Now even worse words get be got away with)

36. You have at least one relative who plays the accordion.

37. If you fail a blood/ drug test it’s because you've eaten so much “makowiec” (poppy seed cake) some time before it.

38. There is a book by Sienkiewicz (Quo Vadis) on display in your house, but no one has ever read it.

39. You might know you are Polish when you get stopped by police and instead of him handing you the ticket, you hand him money.

40. Your parents don't realize phone connections to foreign countries have improved in the last two decades, and still scream at the top of their lungs when making foreign calls

- MAMO?

- HALO?!? KTO TAM!?"

41. You are surprised to find that the toilets in the pub/restaurant/shop are free of charge.

42. You have kielbasa hanging somewhere in your kitchen.

43. When there are a triangle and a circle on the loo doors, you know which one to go into.

Thursday 17 April 2008

Tak na szybkiego

 

Przed chwilą do zdjęć dodałem mapy z zaznaczonymi miejscami, w których byłem. A także z trasami pokonanymi na stopa. Pod zdjęciami zamieściłem mapkę, na której zaznaczane są miejsca, z których ta strona jest odwiedzana. Jak na razie są na niej tylko dwa punkty.

Jutro test z czeskiego, który już kilka razy oblałem i na który jeszcze się nie uczyłem. Plan jest taki, że wstanę wcześnie rano i się zacznę uczyć. Oby tylko na planowaniu się nie skończyło.

Wednesday 16 April 2008

Arachnoaeroplanophobia

 

Miałem lecieć do Polski na komunię siostry, ale że ceny wywindowały w górę jak szalone w ciągu ostatnich dni, z wyjazdu chyba nici. Ostatniej nocy miałem dwa zryte sny:

Senolot:

Jestem w środku dużego lotniska. Czekam na samolot, ale przy okazji mam problemy z biletem. Po pewnym czasie przez jedno z wielkich lotniskowych okien widzę samolot, który zamiast podchodzić do lądowania zaczyna spadać. I z hukiem runął na ziemię. Nikt tym wydarzeniem się specjalnie nie przejął, ale w chwilę później podeszła do mnie osoba z obsługi, wręczyła mi bilet i powiedziała, że samolot, który się przed chwilą rozbić, to był mój samolot i że ja tam też powinienem był być. No więc, stoję dalej, cały podenerwowany i czekam na kolejny samolot. Zamiast normalnego bagażu, miałem reklamówkę a w niej szynkę, ser, kiełbasy i inne produkty żywnościowe.

Jeśli sny mają jakieś ukryte przesłanie, to tego przesłaniem było, że buraki samolotami latać nie powinni.

Snojąk:

Pominę wstęp i rozwinięcie snu, bo tak naprawdę, to najważniejsze było w nim zakończenie. Leżę w łóżku (tak jak zwykle). Otwieram oczy i widzę ogromnego, większego niż dłoń pająka. Przerażająca bestia. O dziwo, nie panikuję, czekam aż stwór ruszy się w bardziej dogodne do schwytania go miejsce. Pająk zaczyna się przemieszczać, czuję go na swojej dłoni i w tej samej chwili (już na jawie) zrzucam z siebie kołdrę i „przykrywam” nią stwora. Mimo, żem już obudzony, cały czas święcie jestem przekonany, że on jest prawdziwy i wciąż siedzi pod kołdrą. Zajęło mi to kilka chwil, zanim dotarło do mnie, że to był tylko sen a wielkie pająki nie chodzą po ludziach, kiedy ci śpią.

A znaczenie tego snu? Arachnofobia to okropna przypadłość.

Lekcja, na której mieliśmy przygotowywać się do rozmowy kwalifikacyjnej była świetna. Żebym tylko nie miał żadnych oporów mówić po włosku przed kilkoma zupełnie obcymi osobami...

Tuesday 15 April 2008

I po krzyku

 

Jednak w powiedzeniu „strach ma wielkie oczy” jest sporo prawdy. Spotkanie z nauczycielami czeskiego, którego to tak się bałem, nie było warte poprzedzających go nerwów. Zadowoleni byli, że w ogóle oddałem to, co oddane miało być, a o tym, że termin przekroczyłem o ładnych kilka dni, nic nie wspomnieli. Ba, nawet za esej dostałem A.

Końcówka roku akademickiego to ciągły stres i nawał pracy. Trzeba pooddawać wszystko to, czego się nie zrobiło w ciągu roku. Do tego kolejne detale dotyczące egzaminów są ujawniane. Ot, choćby na egzaminie z literatury włoskiej będzie trzeba odpowiedzieć na trzy pytania (każde dotyczące innego autora). Będą na to dwie godziny, a oczekuje się od nas ok 3-4 stron A4 na każdą odpowiedź. Rok temu były chyba tylko dwa pytania, na które odpowiedzi zajęły mi w sumie dwie, może trzy strony... Pojęcia nie mam, jak ja się do tych egzaminów przygotuję. Do przeczytania zostały mi cztery książki po włosku... Szkoda gadać.

Przed chwilą dodałem nowe zdjęcia z ostatniego wypadu do parku. Pogoda dopisała. W zasadzie od tamtego czasu ciągle było słonecznie, z wyjątkiem sporadycznego deszczu raz na jakiś czas.

Jutro pierwsze spotkanie w ramach przygotowań do rozmowy w sprawie stypendium. Podobno do stracenia nic nie mam...

Friday 11 April 2008

Lisa giving head

 

Dzisiaj nie było czeskiego, nauczyciel się pochorował. Zastanawiam się tylko, czy przypadkiem nie po przeczytaniu mojego projektu.

"Świat według Bundych" i "Seks w wielkim mieście" nieudolnie starają się zastąpić mi "Six Feet Under" i "Jericho". Oto kolejna „złota myśl” z „Seksu...”:

Everyone has a worst nightmare. For some it’s bathing-suit season. For others, it’s that your birth certificate can never be legally destroyed.

Jako że nie mam nic interesującego do powiedzenia, na koniec łamigłówka. Odszukaj Lisę Simpson giving head na oficjalnym logo Olimpiady w Londynie 2012 (które, przy okazji, kosztowało ponad milion funtów ):

 

 

Wednesday 9 April 2008

Che vita triste

 

Co za dzień. W drodze do szkoły potknąłem się i spadłem ze schodów. Zdarło się kolano, dłonie a prawe ramię tak się obiło, że do teraz boli. Dobrze, że nikt mnie nie widział leżącego na ziemi. W chwilę później zgubiłem (nieswoje) pieniądze. Wiedziałem, że ten dzień będzie zjebany, więc nie bałem się, że spotkanie nauczycieli od czeskiego coś zmieni. Nie spotkałem żadnego. Zadania domowe zostawiłem w ich przegródkach w szafce. I to tyle. Teraz czekam na werdykt.

Dzisiaj tłumaczyłem swój pierwszy tekst z angielskiego na portugalski – książeczkę dla kilkulatków o bałwanie. Nawet tak błahy tekst okazał się dla mnie wyzwaniem. Pojęcia nie mam, jak zdam te egzaminy.

Monday 7 April 2008

Po przerwie

Pierwszy dzień szkoły po prawie miesięcznej przerwie za mną. Normalnie swoje grupy uwielbiam. Nie zdarza się to często, ale dzisiaj byłem jakieś 10 minut przed lekcją. Kilka osób już czekało, więc się przywitałem. Zero odzewu. Nie chciałem z nimi czekać, więc poszedłem na schody. Kilka pozostali zaczęli przychodzić. Mijali mnie, udając że mnie nie znają. I tak wszyscy względem wszystkich. Żadnego „cześć”, kiwnięcia głową. Nawet „ugryź się w dupę” nie powiedzą. Zupełnie jakby się nie istniało.

Przypomniały mi się nasze rozmowy przed zajęciami, w ich trakcie i po, jak studiowałem w Polsce. O tamtych osobach coś się wiedziało, nie zawsze się wszystkich lubiło, ale przynajmniej wiedzieliśmy, że jesteśmy ludźmi. Zawsze była kupa śmiechu, albo rozmowy na poważne (i mniej poważne) tematy. Nawet, mimo moich problemów z zapamiętywaniem imion, nauczyłem się , kto i jak się nazywał. Tutaj studiuję już drugi rok, a z imienia znam może pięć osób, nazwiska chyba tylko dwa. Przed lekcjami zawsze cisza, prawie nikt nie rozmawia. I jeszcze to ich niezmiernie wkurwiające „like” i „oh my god”. Najgorzej jak te dwa są łączone w jedno ”zdanie”: „And I was like: oh my god!” Nic tak nie potrafi zepsuć dnia, jak słyszenie tego wszędzie dokoła: w drodze do szkoły, na przerwach, na zajęciach, w drodze do domu, w sklepie. Jednym słowem: WSZĘDZIE. Jak ktoś nie wierzy, jak wkurzające to potrafi być, to niech spróbuje tutaj pomieszkać. Kurwica gwarantowana.

Czasem tęsknię za studiowaniem w Toruniu, za poczuciem przynależności do grupy, za tym, że niektórych z tych ludzi mogłem nazwać znajomymi/przyjaciółmi. Jedna z tych przyjaźni przetrwała mimo upływu czasu i dzielącej nas odległości. Tutaj wiem, że nic podobnego się nie powtórzy.

Jutrzejszy dzień będę, z pewnością, źle wspominał. Eseje nienapisane, tłumaczenie niewysłane. Aż strach się bać.

Bonusa żadnego dzisiaj nie będzie. Może jutro.

Sunday 6 April 2008

Ta pogoda

 

Kiedy pierwszy raz jechałem do Glasgow, Szkotka siedząca obok mnie w autobusie, powiedziała mi, że w Glasgow czasem występują wszystkie pory roku jednego dnia. I pewnie dziewczyna miała rację. Tak wygląda teraz za oknem, w kilka godzin po porannym śniegu:

 

 

Glasgow

Normalnieażsięwierzyćniechce

 

Od kilku dni nosiłem się z zamiarem pójścia do parku i zrobienia zdjęć zielonej trawie, niebieskiemu niebu i kwitnącym kwiatom. A że ostatnimi czasy chodzę wcześnie spać i do tego muszę pisać to przeklęte wypracowanie na czeski (na razie mam tylko 700 słów), to odkładałem wyjście „na później”. No i dzisiaj miał być ten „wielki” dzień – kilkanaście minut na świeżym powietrzu, obcowanie z przyrodą (posadzoną przez człowieka, ale lepsze to, niż nic) i robienie „wiosennych” zdjęć. Do wczoraj pogoda była wymarzona, aż tu niespodziewanie – zima zaatakowała:

 

 

`

Co to się narobiło? Jutro powrót do szkoły a tu śnieg spadł (i ciągle pada).

I jeszcze coś o filmach, jako że wczoraj oglądałem „1408”. W końcu trafiłem na w miarę straszny, klimatyczny horror. A po czym poznać, że akurat był straszny? Ano siedziałem cały czas w napięciu (już nie powiem, kto spał przez 1/3 filmu), czasem zakrywałem oczy, raz krzyknąłem i odskoczyłem w tył, waląc przy tym głową o ścianę niemiłosiernie, a na dokładkę, to miałem długi sen podobny do tego, co się działo w filmie i wcale mi do śmiechu nie było. No to tyle, wracam do češtiný, potem w ramach przerwy obejrzę kolejny odcinek „Sex and the City” (bogowie, co za tragedia! Kiedyś będę musiał pospisywać co niektóre teksty, jak np. „New York is a city of perfect people” – jeśli dobrze pamiętam).

Thursday 3 April 2008

Nowe brytyjskie monety

 

Kilka dni temu po raz pierwszy pokazano nowe wzory brytyjskich monet. Jak zwykle przy takiej okazji, tradycjonaliści zaczęli ujadać i krytykować. Duża część społeczeństwa brytyjskiego jest wrogo nastawiona do wszelkich, nawet najdrobniejszych zmian. Przykład nowych monet ilustruje to znakomicie. Nic dziwnego, że w kraju, gdzie narodowościowo – tradycjonalistyczne tendencje są takie silne nie używa się jeszcze euro. Bo skoro tak drobna zmiana jak wzór na monetach wywołało takie wielkie poruszenie, to co by dopiero się zaczęło dziać, gdyby wprowadzono nową, „obcą” walutę?

Według niektórych, „połamany” herb Królestwa ma zwiastować jego rychły upadek. W takie głupoty chyba nikt nie wierzy, a sam pomysł na zrobienie „monetowych puzzli” wydaje się jedyny w swoim rodzaju.

 



 

Mnie osobiście nowe wzory się podobają i nie odczuwam żadnej straty, bo w ogóle nie jestem przywiązany do funta, a nawet z chęcią bym go zobaczył, jak odchodzi. To samo tyczy się złotówki i innych walut narodowych.

Nowe monety mają wejść do obiegu latem, więc już niedługo je zobaczę. Stare nadal pozostaną w użyciu, tak długo, aż nie umrą śmiercią naturalną, a w warunkach brytyjskich oznacza to, że pewnie jeszcze za pięćdziesiąt lat będzie je można zobaczyć w portfelach.

Pewnie za jakieś sto lat napiszę podobną notkę, tym razem jednak o przyjęciu euro w Wielkiej Brytanii i związanym z tym wielkim poruszeniem. Na razie przedstawiam źródło obecnej frustracji:

 


     

   

 


 



 


Na koniec coś extra - stare i nowe wzory wybite w platynie:


 


(cena: 10 990£)

Wednesday 2 April 2008

Traktat lizboński

 

Wczoraj polski Sejm zatwierdził Traktat lizboński. Zanim to się jednak stało, syfu politycznego narobiło się co niemiara. Dzięki PiSowi Polskę nie będzie obowiązywać Karta Praw Podstawowych Unii Europejskiej. O tym, że dokument ten jest absolutnym złem wie chyba każdy wyborca PiSu, a jeśli ktoś ma wątpliwości – u dołu zamieściłem odsyłacze do oryginalnego tekstu, przetłumaczonego na polski.

Najwidoczniej Polska jest tak zaawansowanym krajem w kwestii praw człowieka, że żadna dodatkowa ochrona jej obywateli nie jest potrzebna.

Trochę szkoda, że prezydentowi i premierowi udało się dojść do porozumienia w sprawie ratyfikacji. W przeciwnym wypadku rozpisano by referendum i to obywatele zdecydowaliby, czy Traktat ma być ratyfikowany, a jeśli tak, to czy razem z Kartą, czy bez. A według niedawnych sondaży, ponad 60% było za ratyfikacją obu.

Dla przeciętnego mieszkańca Unii, największym krokiem wstecz w porównaniu z Konstytucją europejską jest brak odniesienia do symboli: hymnu, flagi i Święta 9. Maja. Pewien jestem jednak, że nie przeszkodzi to w dalszym rozpowszechnianiu ich, a Parlament Europejski będzie wiódł w tym prym.

Przypomnę, że aby Traktat mógł być ratyfikowany, potrzebna jest jeszcze zgoda Senatu.

 

Pełny tekst Karty Praw Podstawowych

Pełny tekst Traktatu z Lizbony

Oficialna strona z informacjami o Traktacie z Lizbony