Nie ma mnie dla świata, a przynajmniej tego internetowego. Jak miło dni mijają, kiedy nie jest się przywiązany do wirtualnej sieci nicią uzależnienia.
Dni wydają się dłuższe, mam więcej czasu na drobne przyjemności, takie jak czytanie książek, rozmowy z przyjaciółmi, przechadzki po mieście, a co wieczór na obejrzemie jakiegoś filmu. Żyć nie umierać.
Wakacyjne plany uległym znaczącym zmianom. Do Polski się na razie nie wybieram, zostaję w Glasgow i pracuję, potem poprawka z literatury włoskiej i może parę dni gdzieś nad morzem śródziemnym. Zobaczymy.